Z ostatniej chwili

Z deszczu na scenę

2023-11-08 13:51:32 informacje
img

Publiczność Festiwalu Kultury Alternatywnej e/FKA zapewne dobrze pamięta jego pełne pozytywnej energii zapowiedzi festiwalowych wykonawców. Naszym rozmówcą jest Krzysztof Berendt, występujący gościnnie w częstochowskim Teatrze Nowym, aktor Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni.

Redakcja: – Pamiętasz, kiedy pierwszy raz pomyślałeś, aby zostać aktorem?

Krzysztof Berendt: – Taki pierwszy moment, w którym stwierdziłem, że aktorstwo to moja ścieżka życia i bardzo chcę w nią iść, ma związek z moją mamą. Zawsze się śmiała, że będę wspaniałym aktorem. Dlaczego? Miałem może 10, 11 lat. Pada deszcz, a ja na placu zabaw. Mama krzyczy z okna: „Krzysztof leje deszcz. Wracaj do domu, bo leje deszcz”. „Mamo, bez przesady przecież w ogóle nie pada”. „No dziecko, jak nie pada, jak widzę, że leje”. „Mamo nie, nie pada”.  I chyba od tego się zaczęło, że to kłamstwo i taka chwila, w której stwierdziłem, że chciałbym tym aktorem zostać i kreować inną rzeczywistość niż ta obok. Dużo zawdzięczam też moim nauczycielkom języka polskiego. Katarzyna Zygmuntowicz –podstawówka. Ewa Misiak –gimnazjum i Ewa Napiórkowska w liceum.

Red.: – Konkursy recytatorskie, kółka teatralne?

K.B.: – Występy na Dzień Nauczyciela, akademia szkolna –Krzysiek. Prowadzenie szkolnej gali – Krzysiek. Konkurs recytatorski – to może, dla odmiany…  Krzysiek.

Red.: – Ukończyłeś Studium Aktorskie im. Aleksandra Seweruka przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. 

K.B.: – Tak, ale zaraz po maturze zdawałem do Akademii Teatralnej w Warszawie. Dostałem się do finału, przeszedłem wszystkie etapy i w tym finale odpadłem. Jednocześnie zdawałem też do szkoły aktorskiej – na wydział lalkarski we Wrocławiu i do Studium w Olsztynie. We Wrocławiu też doszedłem do finału. Lecz na finał już nie pojechałem, bo dostałem się do Olsztyna. Stwierdziłem, że zdecydowanie bardziej wolę iść w dramat.

Red.: – Tytuł aktora to twój drugi dyplom. Ukończyłeś też inną uczelnię. 

K.B.: – Jestem magistrem filozofii i kooperacji społecznej. Ukończyłem Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie. 

Red.: – Jednak myśl o zawodzie aktora zwyciężyła. Pracujesz w Teatrze Miejskim w Gdyni. To kawał drogi od Częstochowy. Lecz co pewien czas można cię zobaczyć w naszym Teatrze Nowym. 

K.B.: – To tylko i wyłącznie kwestia dobrze zorganizowanego kalendarza. Ja naprawdę bardzo rzetelnie prowadzę swój planer tak, żeby nic się nie pokryło. To znaczy, żeby w żaden sposób nie zawalić projektu, czy spektaklu w moim macierzystym teatrze. Całe szczęście tak to wszystko koordynuję i udaje mi się na ten moment, że ani zajęcia w Gdyni, ani Częstochowa sobie nie przeszkadzają. Bardzo się cieszę, że mogę to robić. Oczywiście dojazdy są męczące. Ale zawsze, jak siadam za kółko, mówię sobie: „Krzysztof, mógłbyś jechać do Zakopanego, a jedziesz bliżej, tylko do Częstochowy”.

Red.: – Twoją pierwszą rolą w częstochowskim Teatrze Nowym jest postać Pawła Bliskiego w spektaklu „Cebula”, której scenariusz powstał na podstawie książki o autentycznych wydarzeniach z życia Pawła. Udzielał ci wskazówek lub mówił, że on by tak się nie zachował?

K.B.: – Kiedy dostałem propozycję zagrania w „Cebuli”, długo się zastanawiałem. Bo to było o tyle trudne, że na początku tę postać grał Szymon Kowalik i grał fantastycznie. Gdy zdecydowałem się przyjąć  propozycję, od początku moim założeniem było niegranie, „kopiowanie” Pawła Bilskiego. To jest moja interpretacja postaci. Chciałem, żeby to był chłopak nacechowany i tak samo rozemocjonowany jak Paweł Bilski, ale żeby to nie był on, żeby nie grać jego prywatnego... żeby to nie była kalka. Paweł nie dawał mi żadnych uwag ani sugestii. I to było super. Sugestie dostawałem od reżysera, Marka Ślosarskiego. Rozmawialiśmy i wspólnie podczas prób stworzyliśmy takiego bohatera, jakim jest postać, którą gram w „Cebuli”. Na spektakl zapraszam 26 listopada o 17.00.

Red.: – Obecnie w Teatrze Nowym występujesz w spektaklu „Umrzeć ze śmiechu”. Grasz Bobby’iego i tę samą postać grasz też w gdyńskim teatrze. Dlaczego przyjąłeś taką propozycję? Chciało ci się grać tę samą postać, tyle, że w różnych teatrach?

K.B.: – Dlaczego przyjąłem taką propozycję? Bo bardzo lubię wyzwania. Tak naprawdę to ta sama postać tylko i wyłącznie w warstwie tekstowej. Moim zdaniem nie ma żadnego połączenia pomiędzy spektaklem w Częstochowie a spektaklem w Gdyni. I to było dla mnie wyzwanie, żeby nie kalkować kogoś, kogo już zrobiłem i zrealizowałem w innym spektaklu, tylko żeby na nowo zbudować tę postać, tu, od początku, z innym reżyserem, z innym zespołem aktorskim, w innej przestrzeni scenograficznej, innymi rekwizytami, muzyką i założeniami. Strasznie chciałem tego spróbować i zobaczyć, jak ja się w tym odnajdę. 

Red.: – Z twoich dotychczasowych ról jest taka, która wymagała od ciebie najwięcej pracy lub czy była taka, o której marzyłeś, aby zagrać, i zagrałeś?

K.B.: - No właśnie, cytując takich klasyków i autorytety w teatrze, którymi gdzieś się inspiruję, chyba nigdy nie możemy powiedzieć, że już zagraliśmy postać, która dała nam największe spełnienie zawodowe. No bo jak ja już bym to zrealizował, to do czego bym dążył aktualnie w kolejnych moich tytułach? Czy jakaś postać była wyjątkowo trudna? Chyba każda, ze względu na to, że zawsze staram się te postaci sobie utrudniać. Chcę, żeby one były moje, żeby były przepracowane, oczywiście w pełnym porozumieniu z reżyserem, z jego wizją spektaklu, ale również z wizją postaci, która została mi zaproponowana. Mam naprawdę wiele postaci, które są dla mnie wyjątkowe i bardzo je lubię, w pewien sposób się z nimi utożsamiam. 
Największą frajdę sprawa mi skonstruowanie postaci pod względem psychologicznym, merytorycznym, emocjonalnym. Im trudniejsza, bardziej rozbudowana, tym bardziej sprawia mi przyjemność.

Red.: – Gdy pracujesz nad nową rolą, wolisz ciszę czy masz swoją muzę, która pozwala ci się skupić? 

K.B.: – Muszę mieć kompletną ciszę. Przeszkadza mi wszystko. Muszę mieć posprzątany pokój, żeby nic mnie nie odrywało. Wyłączone radio, telewizor i telefon, który jest, niestety, strasznym przeszkadzaczem. I dopiero wtedy się uczę tekstu. Najczęściej i robię to na etapie prób stolikowych i sytuacyjnych. Jest mi ciężko uczyć się tekstu w domu na pamięć. A jeżeli już w domu, to w totalnej ciszy i spokoju, najczęściej chodząc.

Red.: – A w czasie wolnym od pracy, od jazdy z Gdyni do Częstochowy, jakie zajęcie sprawia ci przyjemność?Książka, muzyka, film?

K.B.: – Najczęściej czytam biografie, wywiady rzeki i wszystkie książki oparte na takich właśnie wywiadach z aktorami, reżyserami i psychologami. Nie jestem typem mola książkowego, więc moja biblioteczka jest dosyć skromna. Nie jestem typem, który siada w mieszkaniu, zaparza sobie herbatę, bierze książkę i czyta. Czas wolny lubię spędzać, wychodząc z przyjaciółmi, grając w gry planszowe, jestem totalnym analogiem. Muzyki słucham najczęściej w samochodzie. 

Red.: – Jadąc być może na kolejny występ w Częstochowie. Zatem do zobaczenia. Dziękuję za rozmowę.

K.B.: – Dziękuję za rozmowę. Zapraszam na „Umrzeć ze śmiechu” do Gdyni i do Teatru Nowego w Częstochowie. Gramy 11 i 12 listopada o 16.00. 

Tekst: Waldemar Jabłczyński

Zdjęcie: Joanna Siercha / Teatr Miejski w Gdyni

P.S. – Wspomniany w rozmowie Paweł Bilski jest aktorem i w spektaklu „Cebula” wciela się w postać Karola Bliskiego. Scenariusz sztuki napisał Łukasz Staniszewski na podstawie książki „Wystarczy kochać” autorstwa Jadwigi i Pawła Bilskich. P. Bilski jest też fundatorem Fundacji Oczami Brata, a także założycielem Teatru Nowego w Częstochowie. 

Page generated in 0.0183 seconds.