Rozmowa z Pauliną Kajdanowicz, aktorką Teatru Nowego w Częstochowie oraz inicjatorką i założycielką Teatru RAZY DWA w Bystrzycy Kłodzkiej.
Redakcja: – Pamiętasz, kiedy pierwszy raz byłaś na przedstawieniu w teatrze?
Paulina Kajdanowicz: – W Bystrzycy Kłodzkiej nie było teatru, jedynie przyjeżdżały teatry objazdowe. Nie miałam tak naprawdę możliwości często bywać w teatrze, poznawać teatr już od dzieciństwa. Mocno pamiętam jeden spektakl – o „Śnieżniczce, Śniegowej Księżniczce”. Miałam chyba 6 – 7 lat, gdy przyjechał do nas teatr objazdowy z przedstawieniem o tym tytule. A moja pierwsza wizyta w instytucjonalnym teatrze miała miejsce, gdy byłam nastolatką. Pamiętam, że tata zabrał mnie do Teatru Polskiego we Wrocławiu i pierwszy spektakl, jaki zobaczyłam w profesjonalnym teatrze, to był monodram „Cavewoman” Hanny Śleszyńskiej.
Red.: – Już wtedy zdecydowałaś, że chcesz zostać aktorką?
P.K.: – Chyba o wiele wcześniej. Jak wspominają moi rodzice, od najmłodszych lat zamykałam się sama w pokoju i tworzyłam swój własny świat, m.in. rysowałam na kartkach papieru własne scenariusze oraz historie, śpiewałam do dezodorantu, tańczyłam do muzyki puszczanej z magnetofonu. A później, gdy zobaczyłam spektakl „Śnieżniczka”, to wpadłam… w taki jakby amok, że jejku, że coś niesamowitego na tej scenie się zadziało! I przez następne dwa tygodnie żyłam tym, co zobaczyłam w bystrzyckim domu kultury i to wszystko inscenizowałam na swojej własnej scenie – czyli w pokoju.
Red.: – Zafascynowanie teatrem w dzieciństwie okazało się na tyle silne, że zostałaś aktorką.
P.K.: – Tak. Choć nie było to takie proste.
Red.: – Były chwile zwątpienia, że może nie aktorstwo, że lepiej postawić na inny zawód?
P.K.: – Moja droga nie była łatwa. Zdarzało się, że niektórzy nauczyciele naśmiewali się z moich planów. Pamiętam taką chwilę, z liceum ogólnokształcącego w Bystrzycy Kłodzkiej. Poszłam do klasy o profilu biologiczno-chemicznym, bo fajni ludzie w klasie i przyporządkowali najlepszych nauczycieli do tej klasy. Ja ogólnie lubiłam chemię. Nagle pierwsze zajęcia i pani nas pyta o plany na przyszłość, co chcemy robić. Ktoś odpowiada, że chce studiować biotechnologię, ktoś chce zostać lekarzem. A ja mówię, że chcę zostać aktorką. Gdy pani to usłyszała, parsknęła śmiechem i powiedziała: – Boże, dziecko, ty się zajmij czymś porządniejszym. Zdarzali się też nauczyciele, którzy mówili, że mi się nie uda. Wielu rówieśników też naśmiewało się ze mnie, że aktorka ze spalonego teatru. Jak widzisz, nie było mi łatwo.
Red.: – Bardzo to smutne, kiedy się słyszy, że nauczyciele podcinają skrzydła swoim uczniom. Jednak to pragnienie, marzenie, aby zostać aktorką, okazało się silniejsze, pozwoliło pokonać wszystkie rzucane ci pod nogi kłody. Bo dziś jesteś aktorką Teatru Nowego w Częstochowie. A także inicjatorką i założycielką Teatru RAZY DWA w Bystrzycy Kłodzkiej. Ile razy zdawałaś do szkoły aktorskiej?
P.K.: – Startowałam cztery razy i za czwartym razem dostałam się do Studium Aktorskiego im. Aleksandra Sewruka przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. I tam obroniłam dyplom aktora.
Red.: – Wróciłaś do rodzinnej Bystrzycy Kłodzkiej. Nie ciągnęło cię, aby dostać etat w którymś z państwowych czy miejskich teatrów?
P.K.: – Był taki czas, że starałam się o etat. Tym bardziej, że nasza olsztyńska szkoła od pierwszego roku wpaja swoim studentom, że aktorem dopiero się jest, jak się ma etat w teatrze. Więc jakby najpiękniejszą rzeczą po skończeniu szkoły jest etat w teatrze i nam to od pierwszego roku wmawiali. Ukończyłam studium z taką myślą, że jak nie mam etatu w teatrze, no to nie jestem aktorką. Rozesłałam CV po wielu teatrach, lecz nic więcej nie robiłam w tym kierunku. Czekałam na odzew. A to tak nie działa. Prawie cały rok poszukiwałam swojej drogi i praktycznie cały rok byłam na bezrobociu. I to mną tak tąpnęło, że mówię: – Boże, no jak to? Mam licencjat z filozofii, skończyłam animację kultury, skończyłam aktorstwo. Mam tyle zawodów i jestem na bezrobociu? Gdy chodziłam do Urzędu Pracy to po prostu miałam łzy w oczach, czułam się z tym bardzo źle, bo nie takie miałam wyobrażenia o swojej zawodowej ścieżce tuż po szkole aktorskiej. Jednak dziś wiem, że to musiało się wydarzyć, abym była w tym miejscu, w którym jestem teraz.
Red.: – Ciężka proza życia. Cieszę się, że nie poddałaś się kolejnym przeciwnościom i nadal podążałaś w stronę wymarzonego zawodu.
P.K.: – Wiesz, w końcu szkołę aktorską ukończyłam z wyróżnieniem, jako jedna z najlepszych na roku. Jednak po kilku miesiącach bezrobocia otrzymałam od losu ogromną szansę – wygrałam casting do spektaklu w Instytucie Grotowskiego we Wrocławiu.
Red.: – Beznadziejny czas na bezrobociu zaczął odchodzić w zapomnienie. Wygrałaś casting do spektaklu. Fajnie.
P.K.: – Spektakl w „Grotowskim” był tworzony metodą verbatim, czyli na podstawie autentycznych rozmów z ludźmi. Ta metoda tworzenia scenariusza do przedstawienia mnie zafascynowała. W studium aktorskim to zawsze były jakieś gotowe dramaty. Wszystko było odtwórcze. A w „Grotowskim” we Wrocławiu zobaczyłam, że można pisać swoje własne scenariusze. Powstają z tego piękne spektakle. I tak naprawdę zaczęłam myśleć o tym, żeby tworzyć swoje rzeczy. A spektakl we Wrocławiu zagrałam w marcu 2020, a na drugi dzień po zagraniu spektaklu ogłoszono pandemię. Wszystko pozamykane, izolacja. Kolejny dramat – dopiero co otrzymałam niebywałą szansę współpracy z jednym z najbardziej cenionych miejsc w Polsce i nagle muszę się z tym pożegnać. Już nigdzie nie zagram. Koniec. Jednak nie, bo miesiąc po ogłoszeniu pandemii zadzwoniła do mnie pani Ewelina Walczak, dyrektorka Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Bystrzycy Kłodzkiej z propozycją poprowadzenia zajęć dla dzieci z animacji i z teatru – najpierw online, a później offline.
Red.: – Może to jeszcze nie rola w sztuce, lecz zajęcie związane z teatrem.
P.K.: – Racja. I tutaj otworzyła się cudowna droga, o której nawet nie marzyłam. Najpierw prowadziłam zajęcia dla grupy, która nazywała się RAZY DWA i skupiała się na trzech filarach. Na animacji, edukacji i też trochę na teatrze. A po kilku miesiącach gdy do grupy dołączyła Ewelina Sowiak, to właśnie ona zainspirowała mnie, aby metodą verbatim napisać dla niej scenariusz. I tak właśnie powstała sztuka „Kobiety, wino i śmiech”, która zainagurowała powstanie Teatru RAZY DWA.
Red.: – I tak z sekcji zainteresowań RAZY DWA powstał Teatr RAZY DWA, który niebawem wystawi prapremierowy spektakl o macierzyństwie. A skąd nazwa RAZY DWA?
P.K.: – Maksymą naszego teatru jest, że to, co tworzymy, to co dajemy z siebie innym, wraca do ciebie ze zdwojoną siłą. Dlatego razy dwa.
Red.: – Dzięki przychylności dyrekcji ośrodka kultury stworzyłaś swój autorski teatr. Marzyłaś, aby zostać aktorką, a tu też teatr.
P.K.: – Od dawna myślałam, że chcę mieć swój autorski teatr, ale nie sądziłam, że będę tworzyć sama scenariusze, że będę reżyserką, koordynatorką wszelkich projektów i twórczynią scenicznych światów. Myślałam, że będę tylko aktorką. A teraz chyba bardziej mi sprawia przyjemność, że coś tworzę, że jestem z tej strony reżyserskiej, dramatopisarskiej, scenopisarskiej. To mi sprawia wielką radość. Ale wcześniej nie myślałam o tym, to gdzieś po prostu przyszło z biegiem czasu. Ale fakt, chciałam mieć swoje miejsce, swój teatr i gdzieś tę myśl miałam już dawno z tyłu głowy.
Red.: – A w tym teatrze już niebawem nowa prapremiera. Sztuki, którą napisałaś na podstawie rozmów z matkami dzieci. Bo, co warte podkreślenia, wszystkie pierwsze spektakle w twoim teatrze są prapremierami. Najbliższa już 28 września. A co z aktorką Pauliną Kajdanowicz? Czy ma jakąś wymarzoną postać, którą chciałaby zagrać?
P.K.: – Nie mam. Wiem, że jest dużo aktorów i mają jakieś wymarzone role. A ja tak nie mam, bo gram wszystko! Czy gram u siebie w Bystrzycy Kłodzkiej, czy w Częstochowie, to ten mój aktorski świat super się zazębia i nie szufladkuję siebie do jednej roli. Jestem zafascynowana każdą rolą, którą dostaję. I staram się ją stworzyć najlepiej, jak potrafię. Nie ma tak, żebym coś chciała zagrać, a czegoś nie. Jestem różnie obsadzana przez reżyserów, ale też przez samą siebie – bo uwielbiam wyzwania! W „Cebuli” jestem buńczuczną nastolatką, w „Kobietach, wino i śmiech” nieumalowaną Pati, w „Pieprzu” eterycznym Dobrym Aniołem, a w „Wieczorze Kobiet” elegancką divą.
Red.: – A pod koniec października będzie cię można zobaczyć w spektaklu „Umrzeć, ze śmiechu” Teatru Nowego w Częstochowie. Życie na walizkach.
P.K.: – Kocham moją pracę. Podróże nie stanowią dla mnie problemu. Wsiadam do pociągu – to niecałe 5 godzin jazdy między Bystrzycą a Częstochową. W tym czasie czytam, robię notatki z myślą o kolejnych projektach w teatrze. Czyli ten czas w podróży to też jakby czas mojej pracy. Wszystko można pogodzić, to kwestia dobrze zorganizowanego czasu.
Red.: – Dziękuję za rozmowę. Do zobaczenia w teatrach: RAZY DWA w Bystrzycy Kłodzkiej i Nowym w Częstochowie.
P.K.: – Dziękuję. Zapraszam do teatru, bo to miejsce, które niebywale rozwija duszę.
Tekst: Waldemar Jabłczyński
Zdjęcie: Ewelina Sowiak